Buty plażowe Areeta marki Tribord

Jakiś czas temu naszło mnie na napisanie krótkiego artykułu/notatki zawierającego moje przemyślenia związane z butami. Ponieważ sporo mówiłem i pisałem o stopach, zahaczając również o temat obuwia, przy okazji projektu nad, którym pracowałem w tamtym roku (Bądź kulturalny fizycznie). Tym razem chciałbym skupić się na dość bezpośrednim przedstawieniu Wam butów, które sam od jakiegoś czasu użytkuję i z których jestem ogromnie zadowolony.

Artykuł ten nie jest sponsorowany, nie posiadam żadnych profitów związanych z faktem, iż będę tu polecał konkretny model buta, markę oraz dość znaną sieć sklepów sportowych. Piszę to ponieważ chce się z Wami podzielić "odkryciem" i w pewien sposób zatroszczyć o Wasze stopy. :)
W zeszłe wakacje jeden z moich podopiecznych kupił dość specyficzne buty, które strasznie zachwalał. Ponieważ raczej sceptycznie podchodzę do tematu obuwia uznałem, że na pewno i tak nie są lepsze od zwykłych tenisówek na płaskiej podeszwie. Sytuacja dość mocno zmieniła się po wspólnej całodniowej wyprawie w góry. Sporą większość trasy pokonaliśmy zupełnie na boso - co było oczywiście wyjątkowym doświadczeniem i pewnego rodzaju testem naszego dotychczasowego treningu i przygotowania stóp. Chodziliśmy po trudnym terenie ale nasze stopy świetnie sobie poradziły. W pewnym momencie szlak zrobił się na tyle nieprzystępny dla bosej stopy - dość ostry i drobny żwir, że musieliśmy mocno zwolnić tempo. Sytuacja zmusiła nas do założenia butów. I tu dochodzimy do sedna... Mianowicie od chwili założenia butów zaczęły się u mnie drobne problemy. Nierówne, zmienne podłoże okazało się za ciężkie dla moich materiałowych tenisówek - wkładka w prawym bucie się zupełnie posypała. Dodatkowo upał nie ułatwiał sytuacji przez co moje stopy się zgrzały. Paradoksalnie chodzenie na boso było dla mnie mniej szkodliwe niż chodzenie w butach. Po powrocie miałem odparzone przodostopie i dwa odciski. :(Zawsze jak tylko jest ku temu możliwość chodzę boso, w domu, na treningach, na działce, itp. Jak jednak wiadomo nie zawsze da się chodzić bez butów. Stanąłem więc przed trudnym dylematem "jakie obuwie kupić" tym razem. Fala upałów i temperatury sięgające ponad 55 stopni w słońcu nie sprzyjają pełnym butom, dodatkowo do moich ukochanych tenisówek po wyprawie w góry mam chwilową niechęć. Postanowiłem postawić na sandały, do których jakoś nie mogę się przekonać. Pojechałem do Decathlon'a, przymierzyłem różne modele sandałów od tych tańszych po najdroższe i doszedłem do wniosku, że wciąż mi taki typ obuwia jednak nie odpowiada. Zaraz przy półce z sandałami znajdował się regał z butami, które od jakiegoś czasu posiada mój podopieczny. Pomyślałem, że skoro już tu jestem to przymierzę... Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego przymierzenia! :D
Buty plażowe Areeta marki Tribord to zdecydowanie najlepsze buty jakie kiedykolwiek miałem na swoich nogach. Nie ściskają stopy, są leciutkie, przewiewne, można w nich komfortowo chodzić bez skarpetek, a podeszwa zapewnia doskonały feeling podłoża. Jest to pierwszy but, który nie ogranicza mojej stopy i który daje prawdziwe wrażenie chodzenia boso. W mojej opinii doskonałe.

Patrząc na cenę - niecałe 70zł i biorąc pod uwagę wszystkie zalety tego buta stawiam go najwyżej ze wszystkich znanych mi butów minimalistycznych. W porównaniu z takimi Fivefingers, Merrell, Inov, New Balance, Reebok, Nike, Adidas i tymi wszystkimi ich wymysłami, za które liczą sobie niebotyczne wręcz kwoty zaczynające się najczęściej od 200zł, a potrafiące sięgać nawet do tys. wydaję mi się, że buty Areeta są bardzo atrakcyjną propozycją. Oczywiście są to buty z zupełnie "innego świata" i teoretycznie o zupełnie innym przeznaczeniu jednak dla kogoś kto szuka po prostu minimalistycznego obuwia do chodzenia tam gdzie na boso chodzić za bardzo się nie da, jest to wybór idealny.
Po więcej informacji i szczegółów dotyczących butów odsyłam na stronę decathlon:

Komentarze