Wspinanie po drzewach i gałęziach, to jedna z czynności człowieka pierwotnego, wykonywana z konieczności życiowej – w celu obrony przed dzikim zwierzęciem, ukrycia się przed nieprzyjacielem lub zdobycia pożywienia (zerwanie owocu itp). Opierając się dodatkowo na teorii ewolucji możemy stwierdzić, iż umiejętność zwisania, wspinania i podciągania w pewnym sensie poprzedza gatunek ludzki. Antropolodzy mówią nam, że przed wyewoluowaniem w Homo sapiens nasi odlegli przodkowie niemal na pewno bytowali na drzewach, tak jak wiele małp żyje do dzisiaj.
Potrzeba zwisania na rękach kształtowała również zręby naszej anatomii. Najlepszym tego dowodem są obojczyki, które pozwalają zwisać pionowo z podparcia bez nadwyrężania barków. Tylko nieliczne ssaki zachowały do dziś właściwe obojczyki – do tego grona zaliczają się naczelne oraz oczywiście człowiek. Biorąc pod uwagę tę olbrzymią spuściznę anatomiczną wszystko wskazuję na to, że nasz gatunek jest dosłownie od zarania przystosowany do tego by zwisać i podciągać się.
Jeśli nie przekonuję Was teoria ewolucji pozwolę sobie, kolejny już raz powołać się na noworodki, a dokładnie na jeden z ich pierwotnych odruchów.
Odruch Palmara znany jako dłoniowo-chwytny najprymitywniejszy odruch u noworodka, pojawia się już w 11 tygodniu życia płodowego. Odruch ten jest pozostałością po czasach, gdy mali potomkowie naszych praprzodkach musieli pilnować się ciała mamy – chwycić się go mocno i trzymać. W toku wykształcania się naszego gatunku dysponowanie mocnym chwytem od urodzenia było sprawą życia i śmierci.
Teraz zadajmy sobie pytanie - dla ilu z Was pozycja wisząca jest niekomfortowa? Jak długo potraficie utrzymać się w takiej pozycji? Dla ilu podciąganie się stanowi ogromną trudność, wręcz barierę nie do przejścia? A chciałbym podkreślić, że mówimy tu o osobach aktywnych fizycznie...
Wzorzec zwisu jest współcześnie chyba najbardziej zaniedbanym wzorcem ze wszystkich. Nawet przysiad, o którym pisałem w poprzednim artykule (Cała prawda o przysiadzie) nie jest tak zapomniany jak wszelkie formy zwisów i podciągania. Jak zwykle płacimy za to wysoką cenę. Bóle pleców, ograniczona ruchomość głównie obręczy barkowej, słabe dłonie (siła chwytu) itp.
Aby zachęcić Was do codziennego praktykowania zwisu, wspomnę jeszcze o pozytywnym wpływie tego ruchu na nasze stawy, przede wszystkim na kręgosłup.
Kręgosłup zbudowany jest z kręgów i krążków między kręgowych, które pełnią role amortyzatorów. Wieczorem jesteśmy niżsi o około 2cm niż rano, ponieważ siła grawitacji oraz nasza masa mięśniowa obciążają kręgosłup. Powoduję to, iż nasze dyski zachowują się jak gąbka – pod wpływem ucisku wypływa z nich woda. Aby więc odciążyć kręgosłup należy zawisnąć swobodnie na drążku, spowoduję to zwiększenie przestrzeni między krążkami i pozwoli im „napęcznieć”. Taki zwis dekompresuję nasz kręgosłup ale również odciąży stawy nadgarstków, łokci oraz barków. Tak wiele, za tak niewiele. ;)
Potrzeba zwisania na rękach kształtowała również zręby naszej anatomii. Najlepszym tego dowodem są obojczyki, które pozwalają zwisać pionowo z podparcia bez nadwyrężania barków. Tylko nieliczne ssaki zachowały do dziś właściwe obojczyki – do tego grona zaliczają się naczelne oraz oczywiście człowiek. Biorąc pod uwagę tę olbrzymią spuściznę anatomiczną wszystko wskazuję na to, że nasz gatunek jest dosłownie od zarania przystosowany do tego by zwisać i podciągać się.
Jeśli nie przekonuję Was teoria ewolucji pozwolę sobie, kolejny już raz powołać się na noworodki, a dokładnie na jeden z ich pierwotnych odruchów.
Odruch Palmara znany jako dłoniowo-chwytny najprymitywniejszy odruch u noworodka, pojawia się już w 11 tygodniu życia płodowego. Odruch ten jest pozostałością po czasach, gdy mali potomkowie naszych praprzodkach musieli pilnować się ciała mamy – chwycić się go mocno i trzymać. W toku wykształcania się naszego gatunku dysponowanie mocnym chwytem od urodzenia było sprawą życia i śmierci.
"[…] naczelne są jedynymi gatunkami, które mogą przemieszczać się z gałęzi na gałąź przez podczepianie się na kończynach przednich. Zdolność ta nazywa się brachiacją. Współczesny człowiek zachował wszystkie fizyczne cechy brachiatorów, dlatego też każdy sensowny program treningowy w historii przewidywał odpowiednią dawkę ćwiczeń w zwisie. Nie bez powodu gdy tylko dzieci mają taką okazję, biegną na placu zabaw do 'małpich drabinek'..."
- Paul Wade
Teraz zadajmy sobie pytanie - dla ilu z Was pozycja wisząca jest niekomfortowa? Jak długo potraficie utrzymać się w takiej pozycji? Dla ilu podciąganie się stanowi ogromną trudność, wręcz barierę nie do przejścia? A chciałbym podkreślić, że mówimy tu o osobach aktywnych fizycznie...
Wzorzec zwisu jest współcześnie chyba najbardziej zaniedbanym wzorcem ze wszystkich. Nawet przysiad, o którym pisałem w poprzednim artykule (Cała prawda o przysiadzie) nie jest tak zapomniany jak wszelkie formy zwisów i podciągania. Jak zwykle płacimy za to wysoką cenę. Bóle pleców, ograniczona ruchomość głównie obręczy barkowej, słabe dłonie (siła chwytu) itp.
Aby zachęcić Was do codziennego praktykowania zwisu, wspomnę jeszcze o pozytywnym wpływie tego ruchu na nasze stawy, przede wszystkim na kręgosłup.
Kręgosłup zbudowany jest z kręgów i krążków między kręgowych, które pełnią role amortyzatorów. Wieczorem jesteśmy niżsi o około 2cm niż rano, ponieważ siła grawitacji oraz nasza masa mięśniowa obciążają kręgosłup. Powoduję to, iż nasze dyski zachowują się jak gąbka – pod wpływem ucisku wypływa z nich woda. Aby więc odciążyć kręgosłup należy zawisnąć swobodnie na drążku, spowoduję to zwiększenie przestrzeni między krążkami i pozwoli im „napęcznieć”. Taki zwis dekompresuję nasz kręgosłup ale również odciąży stawy nadgarstków, łokci oraz barków. Tak wiele, za tak niewiele. ;)
Komentarze
Prześlij komentarz